niedziela, 7 września 2014

Recenzja- tusze do rzęs

Witam wszystkich w ten wrześniowy wieczór- pomimo że pogoda w weekend była pozytywnym zaskoczeniem to ja już odczuwam jesienny nastrój, przeplatany gorącą herbatą i czytaniem książek pod kocykiem :)
Ale wracając do tematu kosmetyków dziś na szybko opiszę kilka tuszów do rzęs, które ostatnimi czasy miałam możliwość gościć w swojej kosmetyczce.
Osobiście muszę podkreślić, że bardzo trudno dogodzć moim rzęsom, które są dosyć rzadkie i kochają żyć swoim życiem i wykręcać się we wszystkie strony oprócz tej, która jest pożądana :)
Przez wiele lat zawsze wracałam do mojego ukochanego Wonder Lash z Oriflame, jednak po pewnej przerwie chciałam go zamówić i obawiam się, że chyba go wycofali... Kupiłam jakiś nowy "The One" ale jeszcze nie miałam okazji go przetestować. Ale skupmy się na tych, których było mi dane używać.
A więc do dzieła (patrząc od lewej strony):




1) Maybelline, Collossal Volum' Cat Eyes Mascara- jest to świetny tusz do codziennego użytku. Nie podrażnił moich oczu, dawał naturalny efekt. Niestety, jeśli chciałam nałożyć trochę więcej produktu, nie potrafił już sobie dać rady z moimi rzęsami, tak więc starałam się szukać dalej mojego nr 1 :)
Jeśli chodzi o szczoteczkę, jest ona klasycznie zaokrąglona, dzięki czemu rzeczywiście dosyć ładnie podkręca:


2)Korres Black Volcanic Minerals- producent zapewnia, że tusz o nasyconej czarnej barwie, dzięki zawartości minerałów wulkanicznych, może wzmocnić nasze rzęsy oraz zwiększyć objętość aż do sześciu razy. Mam mieszane uczucia co do tego produktu. Za taką cenę (ok. 100 zł) oczekiwałam czegoś lepszego, jednak ze względu na jego właściwości nie mam serca skreślić go tak bezdusznie z mojej listy.. Otóż rzeczywiście rzęsy wydają się być zdrowsze i odżywione. Jednak fakt, że skleja włoski oraz strasznie (!) trudno go zmyć powoduje, że jednak już chyba nie sięgnę po niego ponownie. Szczoteczka dosyć klasyczna:



3)Yves Rocher, Sexy Pulp, pogrubiający- kupiłam ten produkt tak o, przypadkiem. I nie ukrywam, że było to dość miłe zaskoczenie. Szczoteczka ma fajny kształt klepsydry, który po pewnym czasie udaje się oswoić, a i nawet z nim zaprzyjaźnić. Bardzo fajnie podkręca rzęsy, nie podrażnia i- co najważniejsze- nie skleja ich (udało mi się nawet uzyskać efekt "firanki", aczkolwiek delikatnej ;)). Jednak doszukując się minusów- bardzo dużo produktu zbiera się na szczoteczce- o wiele za dużo. Pomimo tego i tak wydaje mi się, że kiedyś wrócę do tego tuszu. A o to jak wygląda szczoteczka:



4)Avon, SuperShock Mascara- bardzo zawiodłam się na tym kosmetyku. Jako że jestem miłośniczką silikonowych szczoteczek, myślałam, że to będzie "to". Tusz sam w sobie przeciętny, krzywdy nie zrobił, jednak szczoteczka- tragedia. Możliwe, że po prostu nie byłam w stanie pojąć tajników korzystania z niej, jednak malując się cała powieka była również umazana tuszem, ponadto rzęsy wyglądały jednym słowem (powtarzając się): przeciętnie.




5)Lancome Paris- Tusz ten kiedyś dostałam w prezencie. Co najważniejsze: od razu zakochalam się w szczoteczce! Jest po prostu rewelacyjna dla moich rzadkich rzęs, ładnie je rozdzielała. Jednak co do samego produktu to jest on po prostu w porządku. Żadnego spektakularnego efektu nim nie uzyskałam, choć nigdy krzywdy mi nie zrobił, nie uczulił. Poza tym po wykończeniu tuszu jego szczoteczka wiernie mi towarzyszy w moich kosmetycznych testach i pędzi z pomocą w rozczesywaniu trudnych przypadków ;)



Życzę miłego i ciepłego wrześniowego wieczoru (i byle do weekendu!) :)

Pozdrawiam,
Lavender.

2 komentarze:

  1. zdecydowanym hitem jest tusz Essence, Lash Mania Reloaded, polecam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, koniecznie muszę spróbować, tym bardziej że kończy mi się mój obecny. Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń